Moje dziecko właśnie kończy 11 tygodni! Kiedy minął ten
czas? Dopiero było gorące lato, ja leżałam i umierałam z gorąca z potężnym
brzuchem i poobijanym od kopania prawym żebrem. Sypiałam w pozycji siedzącej, w
samej bieliźnie z dręczącą na potęgę zgagą… a dziś moja córcia gada „mammmm”
gdy nie podoba jej się już leżenie na brzuszku! Nie wiem czy świadomie mnie tak
woła czy to tylko taka jej kombinacja na marudzenie, ale jest to takie cudne i
przesłodkie! Ale od początku…
Julka narodziła się w najgorsze upały i choć pierwszy
miesiąc jej życia był przeze mnie niedoceniony i dręczyłam się sama ze sobą to
teraz jej zdjęcia i tamte chwile wspominam ze wzruszeniem.
Julcia przez pierwszy miesiąc jakby rozumiała, że jest dla mnie trudny, była istnym aniołem. Spała gdy miałam najgorsze bóle, nie protestowała gdy nosiła ją pół dnia babcia a drugie pół tata. Nie płakała więcej niż inne noworodki, choć miewała swoje momenty gdy kompletnie bez powodu płakała przez godzinę (ale ponoć to zupełnie normalne). Gdyby nie zaparcia Julcia płakałaby jedynie ze zmęczenia nie więcej ani mniej. Patrzałam się na nią jak w obrazek, analizowałam każda jej rysę twarzy, każdy włosek na twarzy, każdą rzęskę, oglądałam rączki. Do tej pory tak robię z resztą! Na uśmiech czekałam najdłużej, ten taki prawdziwy uśmiech na mój widok taki spontaniczny… Pojawił się ten wyczekiwany moment po 8 tygodniach, a ja zamiast odwzajemnić to ryczałam jak bóbr – ze szczęścia. Potem pojawiło się gruchanie, pierwsze „agu” i „a ge”. A teraz to cudne „mammm” mówione z żalem jakby mówiła: mamo ratunku. I mimo, że jest małym leniuchem, bo główkę podnosi tylko raz na jakiś czas to kocham ją najmocniej na świecie i traktuję każdą chwilę jak cud, chłonę każdą sekundę jej życia. Traktuje wszystko tak jakby na drugi dzień już miało zniknąć.
Julcia przez pierwszy miesiąc jakby rozumiała, że jest dla mnie trudny, była istnym aniołem. Spała gdy miałam najgorsze bóle, nie protestowała gdy nosiła ją pół dnia babcia a drugie pół tata. Nie płakała więcej niż inne noworodki, choć miewała swoje momenty gdy kompletnie bez powodu płakała przez godzinę (ale ponoć to zupełnie normalne). Gdyby nie zaparcia Julcia płakałaby jedynie ze zmęczenia nie więcej ani mniej. Patrzałam się na nią jak w obrazek, analizowałam każda jej rysę twarzy, każdy włosek na twarzy, każdą rzęskę, oglądałam rączki. Do tej pory tak robię z resztą! Na uśmiech czekałam najdłużej, ten taki prawdziwy uśmiech na mój widok taki spontaniczny… Pojawił się ten wyczekiwany moment po 8 tygodniach, a ja zamiast odwzajemnić to ryczałam jak bóbr – ze szczęścia. Potem pojawiło się gruchanie, pierwsze „agu” i „a ge”. A teraz to cudne „mammm” mówione z żalem jakby mówiła: mamo ratunku. I mimo, że jest małym leniuchem, bo główkę podnosi tylko raz na jakiś czas to kocham ją najmocniej na świecie i traktuję każdą chwilę jak cud, chłonę każdą sekundę jej życia. Traktuje wszystko tak jakby na drugi dzień już miało zniknąć.
Wszystko się
pozmieniało dzięki Niej. Gdy minęła pierwsza sekunda jej życia to zaczęła się
pierwsza sekunda mojego nowego już życia. Życia pełnego nowych wyzwań, nowych
przeżyć, doznań i wrażeń. Życia, w którym moje serce wypełniło się miłością
nieskończoną. Życia, które sprawia, że nie jestem już tylko żoną, ale matką. Przede
wszystkim jestem mamą!
Matką, która
jest chce być tarczą chroniącą ją od złego. Matką, która skoczy za nią w ogień.
Matką, która będzie przy niej zawsze na dobre czy złe. Matką, która nigdy nie
przestanie kochać. Mam dla kogo
żyć…
To piękne jak zmienia się nasze życie. Przestawiają priorytety, kiedy pojawia się maleństwo. Poczytałam trochę Twojego bloga i uważam, że zasługujesz na nominację do Liebster Blog Award. Więcej szczegółów u mnie http://wczesniakicodalej.wordpress.com/2014/10/25/nominacja-do-liebster-blog-award/
OdpowiedzUsuń