Obserwatorzy

czwartek, 25 września 2014

Jejku zostanę mamą!

Gdyby ktoś mi powiedział w styczniu zeszłego roku, ze dzisiaj będę szczęśliwą mamą prawie dwumiesięcznej Julki to bym wybuchła śmiechem i nigdy w życiu bym w to nie uwierzyła. W grudniu dowiedziałam się od lekarza, że nie będę mogła mieć dzieci. Znalazła mi torbiele i stwierdziła, ze nie mogę jajeczkować. Dała mi jakieś tabletki i powiedziała, ze po tej kuracji warto spróbować postarać się o dziecko. Wróciłam do domu roztrzęsiona i wybuchłam płaczem. Pękło mi serce, bo o niczym tak nie marzyłam jak o tym by zostać mamą. Po miesiącu od diagnozy przygarnęliśmy psa ze schroniska, taki bezdomniak na pocieszenie do kochania i głaskania by zakleić pustkę w sercu. Po trzech miesiącach zakończyłam leczenie tabletkami i z mężem zaczęliśmy starać się o dziecko. Były to jedne z najgorszych 9 miesięcy, jakie przeżyłam, bo z miesiąca na miesiąc coraz gorzej znosiłam porażki, wpadłam w totalny szał na punkcie dziecka. Mierzyłam temperaturę, odliczałam dni płodne, chodziłam na usg sprawdzać czy jajeczkuje… aż po 8 miesiącach tej paranoi skończyłam planować, odliczać i myśleć o tym wszystkim. Minął miesiąc i pamiętam jakby to było wczoraj, siedziałam na kanapie sącząc jabłkowe Somersby w kolejny szary nudny wieczór ostatniego dnia listopada. Mój mąż szperał w internecie, ja oglądałam jakiś serial. Nagle coś mnie tknęło żeby zrobić test ciążowy, bo tak jakoś mi się przypomniało, że miałam dostać okres. Poszłam do łazienki jakby się miało nic nie wydarzyć, bo przecież testy robiłam już od 9 miesięcy i nic nie wychodziło, więc zrobiłam test odłożyłam go na pralkę i zaczęłam zmazywać sobie makijaż. Po kilku minutkach odwracam się i widzę dwie różowe kreseczki. Najpierw uznałam, ze to chyba jakaś pomyłka, a potem dotarło do mnie, że test jest pozytywny. Ojjjj kotłowały mi się myśli w mojej głowie, brakowało mi powietrza, zrobiłam się blada, ręce mi się trzęsły i ogólnie było mi słabo. Wyszłam z łazienki trzymając test w ręce stanęłam przed moim mężem i wydukałam „chyba jestem w ciąży”. On przyjął tą informację jak jedną z tych najzwyklejszych w stylu ”dzisiaj na kolację zjemy pizzę, bo nie chce mi się nic gotować” i bąknął mi „to dobrze” i to na tyle z entuzjazmuJ. Całą noc nie spałam, trzymałam się za brzuch niedowierzając, ze tam może być mała istotka. Wstałam po 6 rano i popędziłam do lekarza licząc, że już coś będzie widać. Po 3 godzinach siedzenia w kolejce weszłam do gabinetu, rozebrałam się i zrobiono mi usg. Tak i wtedy zobaczyłam malusieńką kropeczkę wielkości 0,24 mm, najpiękniejszą i najcudowniejszą! Byłam wniebowzięta, chwila nie do opisania! Jejku, miałam zostać mamą! I tak oto 1 grudnia zaczęła się przygoda mojego życia – CIĄŻA!
Pierwszy tydzień ciąży był bezobjawowy, ja czułam, że unoszę się w powietrzu, byłam szczęśliwa i relaksowałam się w domu na zwolnieniu ciążowymJ A potem moja idealna ciąża dała się we znaki. Najpierw senność, potem nudności, bóle brzucha, brak apetytu i myśli, że ta ciąża to chyba jednak jest urojona, bo nic po mnie nie widać. W 10 tygodniu poszłam na kolejną wizytę u lekarza. Brzuszek miałam malutki przytyłam zaledwie pół kilo, miała być to kolejna rutynowa kontrola dzidzi. I wtedy mój lekarz powiedział ”a teraz słuchaj” i włączył głośno bicie serca mojego dziecka… zrobiłam wielkie oczy w stylu Bambi i się rozryczałam. Od tego dnia już nie tylko uwierzyłam, ale i wiedziałam, że tam jest moja mała kruszynka, rośnie i żyje!
Mijały kolejne tygodnie mniej lub bardziej drażliwe, bo huśtawka hormonalna zaczynała się coraz mocniej bujać w mojej głowie, aż w 15 tygodniu dowiedziałam się, ze w moim brzuszku rośnie dziewczynka J Oczywiście mój mąż się troszkę rozczarował, bo myślał, że pierwszy będzie syn, jak to chyba każdy facet. Córeczka, mała moja córeczka, od razu wybraliśmy imiona – Julia Kornelia.
Po tym tygodniu ciąża jaką sobie zawsze wyobrażałam zaczynała odbiegać od tego co się czyta w książkach i ogląda w hollywoodzkich filmach. Brzuch mi zaczynał ciążyć i coraz bardziej boleć i do tego niemiłosiernie swędzieć, kręgosłup się wyginał, a na całych udach i piersiach pojawiły się masakryczne rozstępy. Tyłam w ekspresowym tempie, brzuch szybko się powiększał i z każdym dniem Julka kopała coraz silniej i wierciła się coraz intensywniej. W ostatnich trzech miesiącach ciąży już błagałam o to by urodzić. Zaczynało się lato, dni były coraz cieplejsze ja miałam już na karku + 15 kg, zaczęłam puchnąć, a moje sukienki w rozmiarze 42 były już za ciasne! Lipiec był najgorszy ze wszystkich miesięcy, bo temperatura na dworze sięgała 33 stopni, ja miałam reżim łóżkowy ze względu na ryzyko urodzenia przed terminem, spałam na siedząco bo dręczyła mnie zgaga i dodatkowo już utyłam 26 kg. Byłam chodzącym słoniem, pociłam się na potęgę i kąpałam 6 razy dziennie. W 37 tygodniu wyciągnęłam piłkę do pilatesu i skakałam ile się dało, a codziennie wieczorem szłam z mężem spacerować po schodach i tak aż do 39 tygodnia. 1 sierpnia doczekałam się… o 15:52 urodziła się moja córka…
Generalnie dzisiaj już nie pamiętam większości objawów, ciąże mimo wszystko wspominam wspaniale i chociaż już nigdy więcej nie założę krótkiej sukienki ze względu na rozstępy i muszę dobrać lepszy strój kąpielowy żeby zasłaniał bliznę po cięciu cesarskim to warto było to wszystko przejść i mogłabym to znieść jeszcze ze sto razy, bo gdy tylko ujrzałam maleńką twarz mojej Julki zaraz po urodzeniu to wszystko już przestało być dla mnie ważne, a ważna stała się tylko Ona - moja miłość jedyna, doskonała i nieskończona, mój cud, moja córka Julia <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz